środa, 29 października 2014

Reportaż z opuszczonego miasta

Tryptyk z opuszczonego miasta - cz.I
_____

znajduję się w opuszczonym mieście
pusto w nim

zamieszkują go już tylko
drzewa cegły znaki drogowe

nie potrzebny będzie gram asfaltu
do biblioteki chodzić będzie tylko cisza
w kinie zasiądzie zapomnienie

w piecach czuję jeszcze gorący popiół
na stole stoi zimna zupa
nie ma komu oglądać telewizji

zbierając kolejne dowody
do reportażu
zupełnie przypadkiem
dostrzegam człowieka na balkonie
patrzy mi w oczy – uśmiecha się

zaspał?

niedziela, 19 października 2014

Tajemnica aktu zgonu (fragment)


Przedstawiam Państwu fragment mojego opowiadania kryminalnego. W pełnej wersji ma 23 strony. Na razie nie planuję jego pełnej publikacji. Akcja osadzona jest we Wrocławiu i Żorach. Wątkiem głównym jest zaginięcie mężczyzny. 
Miłej lektury.
 __________
    Kamiński wszedł do pomieszczenia przylegającego do swojego biura, w którym przy biurku siedział mężczyzna około dwudziestu ośmiu lat, średniego wzrostu o blond włosach. Czytał jakieś dokumenty i był tym wyraźnie pochłonięty, bo nie zauważył detektywa.
    - Ustaliłeś coś, Dawid? - zapytał swojego asystenta.
    - Tak, myślę, że tak - odparł z przekonaniem. - W młodości notowany ale potem nic. Obdzwoniłem też wszystkie szpitale i zapytałem, czy mają jakiegoś mężczyznę nazwiskiem Kłos lub kogokolwiek z tego okresu o naszych wymaganiach wizualnych. Ale zawsze powtarzali, że nikogo takiego nie mają i nie mieli.
     Nastąpiła krótka pauza, którą przerwał śledczy.
     - Nieźle to ująłeś -Wymagania wizualne- zacytował słowa asystenta. - Widzę po twojej minie, że to nie wszystko - uśmiechnął się i spojrzał na niego porozumiewawczo.
     - Czasami człowiek musi kierować się przeczuciami. Szósty zmysł kazał mi sprawdzić Urzędy Stanu Cywilnego. Niby nic niezwykłego, ale znalazłem to - wręczył detektywowi akt urodzenia - i to - podał akt małżeństwa - oraz... to - oddał chwiejną ręką dokument.
    Kamiński uniósł brwi, gdy przeczytał nagłówekAkt zgonu. Wziął papier w dłonie, badał go wzrokiem. Przejechał dłonią po czole i zatrzymał na włosach. Wszystkie dane personalne się zgadzały. Co to ma znaczyć, pomyślał.
     - Niemożliwe! - nie chciał uwierzyć. - Jak to?
     - Pozwoliłem dokończyć robotę i obdzwoniłem wszystkie cmentarze w promieniu stu kilometrów od Wrocławia. Również nic. Tak zwanych NN-ów też nie ma z tego okresu. Ale w tym przypadku by nie przeszło.
     - Przecież podrobienie tego jest niemożliwe. Potrzebny jest protokół zgonu od lekarza i z tym dopiero idzie się do Urzędu Stanu Cywilnego.
     - Wyciągnąłeś lekarskie orzeczenie?
     - Z trudem, ale zdobyłem - zakomunikował asystent podając dokument leżący na jego biurku.
     Kamiński przeleciał papier wzrokiem. Uważnie badał pismo. Ostatecznie niczego nie wykrył. Zrezygnował, rzucił kartę bezwiednie tak, że upadła na podłogę i jakby od niechcenia wyszedł do swojego gabinetu.
     Zamknął drzwi na klucz – nie chciał by mu ktoś przeszkadzał. Przechodząc obok biurka, sięgnął po leżącą na nim paczę papierosów. Wyjął jednego. Zapalił. Stanął w oknie.
   Lubił w takich chwilach popatrzeć na horyzont zielonych drzew parku. Obserwował spacerowiczów, bawiące się dzieci, szumiące drzewa i tańczące śpiewem ptaki. Teraz zapatrywał się na dziecko, które bazgrało badylem ziemi.
     Zamknął oczy i rozpoczął skomplikowany proces dedukcyjny. Po kilu sekundach otworzył szybko oczy i skierował je na miejsce, gdzie wcześniej widział dziecko. Nie było go już, ale pozostał ślad patyka. Wtargnął do pokoju asystenta. Podniósł z podłogi lekarskie orzeczenie.
     - Daj lupę - wydał plecenie Dawidowi.
     Asystent pogrzebał w swojej szufladzie i podał mu bez słowa. Detektyw przyłożył je do lekarskiej pieczątki i podpisu. Kartkę ustawiał raz pod światło, innym znowu przytykał pod same oko.
     - Tak ja myślałem - wyszeptał, po czym normalnym już głosem zwrócił się do asystenta: - To jest bardzo dokładne ksero podpisu i pieczątki. Nawet ja dałem się z początku na to nabrać.
     - Ja nic nie zauważyłem - stwierdził pomocnik śledczego. - Bardziej skupiałem się, czy taki lekarz istnieje.
   - Pewnie, że istnieje - odparł detektyw z lekkim lekceważeniem w głosie. - Orzeczenia wyimaginowanego lekarza by nie przyjęli. Niech zgadnę: jest to lekarz, który ma wiele roboty, pacjentów i powiedział, że jeżeli jest na tym jego podpis to on je wystawiał, tak?
     - Ja pan to robi? - Dawid spojrzał na niego z zachwytem.