Biegam i lawiruję na koronie świata,
Otwarcie
walczę wiarą
– wynajduję pata.
Wiem,
że to
nie ma
sensu, a
jednak uderzam.
Chmura
świetnie widoczna
i ja
po to
zmierzam.
Już,
już dotykam
szczytu, ręka
mi uwięzła,
Dotyka
go ma
pycha, która szczyt
dogryzła.
Utykam
na kwiat
szczęścia zerwany
w połowie.
Mijam
spalone skały
pojone chełpliwie.
Obdarowany
losem poluję
na kata.
Pragnę
zostać stracony
– pętla mnie
oplata.
A moje
liche krzyki przełkło
tylko światło,
Które
człowieka nędzy
miłością zakwitło.
Piękny tekst :)
OdpowiedzUsuń